Drużyna kolarska, która przynosiła wstyd Wielkiej Brytanii powinna być inspiracją dla prawników 

Opublikowano

Nasi Partnerzy

Oto historia, która, choć na pierwszy rzut oka się nie wydaje, ma dużo wspólnego z pracą w kancelarii prawnej. Przeczytałem ją u Jamesa Cleara, autora bestsellera Atomic Habits. Świetnie przedstawia, ile prawnicy mają do zyskania na zachodzącej rewolucji technologicznej i automatyzacji. Jeśli do tej pory uznawaliście wszelkie doniesienia o technologiach i AI w branży prawniczej za odległe idee, to usiądźcie wygodnie i przeczytajcie, bo ta historia pokazuje, jak bardzo się mylicie. 

W 2003 roku reprezentacja Wielkiej Brytanii w kolarstwie szosowym zatrudniła nowego dyrektora ds. postępów Dave’a Brailsforda. To miało być nowe otwarcie, bo przez poprzednie aż 100 lat imperium brytyjskie na sportowej mapie kolarstwa znaczyło niewiele. Przez ten cały wiek Brytyjczycy zdobyli jedno złoto na igrzyskach olimpijskich, a w najsłynniejszym wyścigu kolarskim, Tour de France, wypadali jeszcze gorzej. W tym okresie żaden angielski kolarz nie wygrał ani jednego znaczącego wyścigu. 

Jak zła była sytuacja brytyjskiego kolarstwa niech świadczy fakt, że jedna ze znanych firm zajmujących się sprzedażą rowerów nie chciała, by jej rowery były używane przez drużynę narodową. Firma martwiła się, że to zaszkodzi jej wizerunkowi. 

Brailsford stanął więc przed trudnym zadaniem rozpoczęcia nowej epoki w dziejach angielskiego kolarstwa. To, czym różnił się od poprzednich selekcjonerów, to patrzenie strategiczne na problem, którą określał jako „agregację marginalnych zysków”. Polega ona na optymalizowaniu całego treningu w różnych aspektach o 1%. Niektórzy od tego czasu nazywali go „Panem 1%”. 

Podążając za tą ideą Brailsford wprowadzał małe, czasem dziwne zmiany w drużynie. Na przykład przeprojektował siodełka, tak by były wygodniejsze czy ingerował w rodzaj poduszki i materacy zawodników, by lepiej spali, nie mówiąc już o sposobie żywienia czy zatrudnieniu psychoioga. 

Co to ma wspólnego z pracą w branży prawniczej? 

Cóż, my też, tak jak kolarze, uprawiamy „jazdę” na czas i strategia agregacji marginalnych zysków może się u nas świetnie sprawdzić. Tylko trzeba spojrzeć na nasze czasy z szerszej perspektywy – zamiast myśleć o dniach czy tygodniach, pomyślmy o miesiącach i latach. 

Otóż każda minuta, którą tracimy na odpisaniu na maila, przygotowania billingu przekłada się na stracone godziny w trakcie roku. A te już mają znaczenie. Różnica ta rośnie jeszcze bardziej, jeśli zrozumiemy koszty zmiany kontekstu.

Bycie najbardziej zajętym nie oznacza bycia produktywnym. Warto, więc nieustannie zastanawiać się “czy nie pracuje tylko dla bycia zajętym. Jak mawiają Anglosasi: „busy is not productive.”

Rewolucja AI i niemal nieograniczone możliwości automatyzacji różnych zadań dają nam niesamowite możliwości do zastosowania strategii agregacji marginalnych zysków, która może przełożyć się na konkretną liczbę godzin i oczywiście pieniędzy. 

Zdaję sobie sprawę, że często, jeśli myślimy, że mamy do ugrania tylko minutę czy dwie, to wolimy coś zrobić w tradycyjny sposób. Dlatego tak ważne, żeby spojrzeć na to z perspektywy roku, wtedy do ugrania są nie minuty, a właśnie godziny. 

Znana biznesowa zasada „eliminuj, automatyzuj, deleguj” zdecydowanie powinna nam przyświecać w obecnych czasach, w naszej jeździe na czas, tym bardziej, że to przecież często jazda figurowa. 

A Brailsford i jego kolarze? 

Zmiany, które wprowadził nowy trener doprowadziły do tego, że w ciągu dekady, od 2007 do 2017 roku, Anglicy wygrali 105 tytułów mistrzów świata, kilkanaście złotych medali olimpijskich oraz wygrali 5 razy Tour de France.

Najnowsze artykuły

Więcej podobnych artykułów