<<Powrót do strony głównej Magazynu

Prawni innowatorzy jak producenci samochodów w 1905 roku. Potrzeba jednego lub nawet kilku pokoleń?

Magazyn Legal Business Polska 07/22

Transformacja rynku usług prawnych trwa od kilku lat. Obok kancelarii doradzających w tradycyjny sposób, powstają nowe modele biznesowe oparte na technologii lub innym sposobie zarządzania pracą. To jak dużo takich podmiotów funkcjonuje na rynku pokazują przytoczone ostatnio przez Fundację LegalTech Polska mapy legal tech – „światowa” i „polska” (grafiki poniżej). A i tak, trzeba założyć, że nie prezentują one wszystkim rozwiązań dostępnych na rynku. Według koncepcji Billa Hendersona, profesora Indiana University Maurer School of Law, niewiele z tych firm przetrwa. Dlaczego? Bo według niego obecny rynek usług prawnych jest jak… rynek producentów samochodów w Stanach Zjednoczonych w 1905 roku.

Na początku kilka słów o samym profesorze. To, by uświadomić sobie, że jego ocena rzeczywiście może zasługiwać na rozważenie, a nie jest jedynie kolejną koncepcją, którą moglibyśmy określać utartą frazą: „według badań amerykańskich naukowców”. 

Bill Henderson jest profesorem Indiana University Maurer School of Law. Wykłada na temat rynku prawnego. Za swoją działalność otrzymywał branżowe wyróżnienia, w tym w 2013 roku znalazł się w gronie 100 najbardziej wpływowych prawników w Ameryce wytypowanych przez National Law Journal. Bill Henderson jest również członkiem College of Law Practice Management oraz współzałożycielem Institute for the Future of Law Practice. Swoimi przemyśleniami o rynku usług prawnych dzieli się na blogu Legal Evolution. Także na tym blogu przedstawił porównanie współczesnego sektora produktów prawnych określanego jako one-to-many – czyli, tłumacząc wprost, skalowanych jako jeden produkt do wielu odbiorców, a zatem modelu, w jakim działa większość firm przedstawionych na powyższych mapach – do rynku producentów samochodów na początku XX wieku. 

Legal Tech Market Map, źródło: https://www.legalcomplex.com/maps/
źródło: profil Linkedin Fundacji LegalTech Polska

Dlaczego akurat rynek samochodów? Pewnie można by znaleźć inne sektory przemysłowe, których rozwój mógłby stanowić jakąś analogię do rozwijającego się legaltech’u i newlaw w modelu one-to-many, jednak Bill Henderson ma konkretny materiał do takiego porównania. Przed rozpoczęciem kariery w branży prawniczej, 25 lat temu, był asystentem Susan Helper, jednej z czołowych ekonomistek branży motoryzacyjnej w USA. W ramach tej pracy prowadził różne analizy rozwoju tego rynku przez dekady. Na tej podstawie zauważył, że między rynkiem motoryzacyjnym a rynkiem skalowalnych produktów prawnych istnieją pewne podobieństwa, które mogą prowadzić do określonych prognoz. 

Rynek usług prawnych jak Detroit w 1905 roku

Bill Henderson, patrząc na mapę legaltech (oczywiście tę światową, nie polską) widzi chaotyczny i zatłoczony rynek. To dlatego, że całe pokolenie prawniczych innowatorów dostrzegło dynamikę i potencjał nowego sposobu praktykowania prawa oraz potrzebę poprawy kosztów i jakości produktów prawnych. 

Przy okazji warto wspomnieć, że to oczywiście realna potrzeba, która, według Billa Hendersona (i trudno się z nim nie zgodzić) wynika ze zmian na rynku doradztwa prawnego takich jak presja na obniżanie stawek kancelarii, niechęć klientów do płacenia za proste czynności wykonywane przez młodych prawników, rozbudowywanie wewnętrznych działów prawnych itp.  

Podobnie było na początku przemysłu samochodowego, na rynek ruszyło wielu zapalonych przedsiębiorców, którzy chcieli produkować nowe środki transportu – pisze BIll Henderson i stawia przy tym nie najlepiej brzmiącą diagnozę dla sektora newlaw i legaltech; „Wszyscy ci producenci samochodów mieli rację co do jednego – samochody były przyszłością amerykańskiego transportu.  Ale większość z nich myliła się co do tego, że konsumenci będą kupować ich samochody”. 

Obrazują to dane przytoczone przez profesora Indiana University. W ciągu pierwszych trzech dekad XX wieku liczba producentów samochodów zmniejszyła się z prawie 2 000 do zaledwie… siedmiu ze znaczącym udziałem w rynku. Dodatkowo za 80% całkowitej produkcji samochodów odpowiadały dwie firmy: GM i Ford. A poza tym, chociaż lata 1910 i 1920 były okresem ogromnego rozwoju przemysłu samochodowego, największy i najbardziej lukratywny okres wzrostu nastąpił dopiero po II wojnie światowej. 

Czy na rynku legaltech może być podobnie? Bill Henderson uważa, że tak.  Przytacza w tym kontekście swoją rozmowę sprzed kilku lat z Johnem Suhem, ówczesnym dyrektorem generalnym LegalZoom – to firma oferująca tworzenie dokumentacji oraz usługi prawne online, rozpoczęła działalność w 2001 roku. Suh poszukiwał okazji do przejęć na rynku legaltech. W tym celu zlecił bankowi inwestycyjnemu przygotowanie listy potencjalnych nabytków. Z raportu, który otrzymał, wynikało jednak, że rynek newlaw i legaltech z trudem osiąga przychody i nie ma nic wartego przejęcia. 

Trzeba tu poczynić jedną uwagę. Informacje z ostatnich miesięcy z rynku legaltech mogą przeczyć takiemu wnioskowi, doszło bowiem do kilku znaczących inwestycji i przejęć, Jednak z drugiej strony, może to świadczyć właśnie o już następującej konsolidacji tego rynku, co pasuje do analogii do rynku samochodowego. 

Podsumowując, według BIlla Hendersona, liczne dziś grono firm, napędzane transformacją rynku usług prawnych, ulegnie znacznemu zmniejszeniu, a dzisiejsi innowatorzy tworzą podwaliny tego rynku, jednak prawdziwe korzyści osiągną dopiero ich następcy. 

Honda, Toyota i Mazda a BigLaw

Jednak to, że transformacja trochę potrwa i być może nie przyniesie bogactwa pierwszym innowatorom, nie oznacza, że kancelarie i firmy świadczące usług w tradycyjnych modelach doradztwa mogą spać spokojnie – podkreśla Bill Henderson.  Jak pisze, mamy na rynku do czynienia z pewnym samozadowoleniem sektora BigLaw jednak status quo może zostać niebawem zaburzone – tak jak na rynku producentów samochodów w latach 60.

Zanim konkretnie o tej analogii, to jednak jeszcze o samozadowoleniu BigLaw. Pewnie coś w tym jest, ale trzeba też dostrzec, że kilka dużych, międzynarodowych kancelarii stara się być obecna w sektorze newlaw i legaltech tworząc oddziały czy odrębne firmy zajmujące się skalowalnymi procesami i czynnościami prawnymi, wpisującymi się w katalog działań alternative legal service providers. 

„Począwszy od lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, zagraniczni producenci samochodów zaczęli przebijać się na rynku amerykańskim z mniejszymi samochodami sprzedawanymi po niższych cenach.  Duże amerykańskie firmy motoryzacyjne w dużej mierze ignorowały ich, głównie dlatego, że trudno było zarobić na sprzedaży mniejszych, tańszych samochodów.  Jednak japońscy producenci samochodów szybko udowodnili, że niższe ceny nie są równoznaczne z niższą jakością. To z kolei pozwoliło firmom takim jak Toyota, Honda i Mazda wspiąć się na wyższy poziom łańcucha wartości, stając się w końcu ostrą konkurencją we wszystkich segmentach rynku” – pisze BIll Henderson. Profesor Indiana University Maurer School of Law uważa, że do podobnej sytuacji może dojść w sektorze usług prawnych. 

Zmiana wymaga czasu 

Według Billa Hendersona być może prawdziwy jest wniosek, że im bardziej zatłoczony i chaotyczny rynek, tym dłuższy czas potrzebny do stworzenia stabilnej, przynoszącej zyski firmy. „To między innymi dlatego, że zatłoczony i chaotyczny rynek jest przerażający dla potencjalnych nabywców, ponieważ brakuje im czasu i wiedzy, aby pewnie podejmować decyzje o zakupie” – pisze. 

Według Hendersona, mimo że całe pokolenie prawniczych innowatorów widzi dynamikę i potencjał nowego sposobu praktykowania prawa, to nie dostrzega jednak – podobnie jak pierwsi przedsiębiorcy samochodowi – wielu wyzwań, które muszą rozwiązać, aby ich oferta typu „jeden do wielu” mogła się szeroko rozpowszechnić.

„Tak więc, podobnie jak w przypadku przemysłu samochodowego w 1905 roku, pełny potencjał rynku prawnego opartego na modelu jeden do wielu prawdopodobnie rozwinie się dopiero po upływie jednego lub kilku pokoleń.  Na szczęście dla wielu innowatorów w dziedzinie prawa satysfakcja z usprawnienia praktyki prawnej dla klientów i innych użytkowników końcowych jest często nagrodą samą w sobie, co sprawia, że długa i żmudna droga jest warta naszego zawodowego poświęcenia” – podsumowuje BIll Henderson.

<<Powrót do strony głównej Magazynu