Prawnicy kancelarii Gessel bronią banków przed pozwami WIBOR-owymi. „Na razie nie wydarzyło się nic, co uzasadniałoby te roszczenia”

Opublikowano

Nasi Partnerzy

LBP: To szeroko komentowane postanowienie Sądu w Katowicach o zabezpieczeniu roszczenia wskazuje, że pozwy WIBOR-owe mają szansę powodzenia?

Tomasz Duda: Nie można tak stwierdzić. To postanowienie zostało medialnie rozdmuchane – trzeba przyznać, że pełnomocnicy powoda zadbali o to, by było o nim głośno i bardzo zgrabnie przekierowali na nie całą uwagę co najmniej środowiska bankowego. Samo uwzględnienie wniosku o zabezpieczenie nie przesądza o zasadności powództwa kredytobiorcy. Trzeba jasno powiedzieć, że na razie nie wydarzyło się nic, co uzasadniałoby te roszczenia.

Katarzyna Bogusz-Grześkiewicz: Nasze doświadczenia pokazują z kolei, że są też sądy, które rozpoznały wniosek w takiej sprawie negatywnie. Co oczywiste, o takich rozstrzygnięciach pełnomocnicy kredytobiorców złotowych już aż tak chętnie nie informują. Trzeba przy tym zaznaczyć, że stany faktyczne spraw WIBOR-owych nie są takie same. Jak wynika z doniesień medialnych, sprawa rozpatrywana przez Sąd w Katowicach dotyczy wykonywanej i obowiązującej umowy kredytu konsumenta, z naszych doświadczeń wynika, że sprawy już będące w sądach obejmują także roszczenie o zapłatę na podstawie zakończonych umów i mogą być związane również z kredytami komercyjnymi. 

Jednak pojawiające się zarzuty do umów WIBOR-owych są poważne. Dotyczą z jednej strony samej istoty tego wskaźnika, a z drugiej sposobu informowania konsumenta. To z resztą podobnie jak w pozwach frankowych.  

Katarzyna Bogusz-Grześkiewicz: Rzeczywiście, jak w sprawach frankowych, tak i tu, oprócz wskaźnika, na którym bazuje wysokość raty kredytu, kwestionowany jest też obowiązek informacyjny. W sprawach dotyczących kredytów w walucie obcej sąd dochodził do wniosku, że postanowienia umowy zostały sformułowane w sposób niejednoznaczny, a kredytobiorca nie miał świadomości na zaciągnięcie jakiego zobowiązania się decyduje. Sąd eliminował te postanowienia z umowy i ostatecznie dochodził do wniosku, że bez nich umowa nie może być dalej wykonywana. Tym samym stwierdzano jej nieważność. Natomiast w sprawach złotówkowych chodzi przede wszystkim o kwestionowanie samego wskaźnika WIBOR. 

Tomasz Duda: Dotychczas pojawiające się zarzuty odnośnie do WIBOR-u można podzielić na dwie kategorie. Pierwsza – bazujące na przekonaniu, że WIBOR rzekomo nie wynika z rzeczywistych transakcji na rynku międzybankowym. Druga – opierająca się na założeniu, że bank ma wpływ na wysokość WIBOR i jest to, mówiąc ogólnie, sprzeczne z przepisami prawa. W mojej ocenie nie można podzielić tych poglądów. 

Rozporządzenie BMR (Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/1011 – przyp. red.), którego naruszanie zarzucają przeciwnicy WIBOR-u, przewiduje, że w pierwszej kolejności do ustalania wskaźników referencyjnych powinny mieć zastosowanie rzeczywiste transakcje międzybankowe. Jednak pomija się często w dyskusji fakt, że w tym rozporządzeniu przyjęta jest także tzw. zasada kaskady danych. Zgodnie z nią, jeżeli nie ma transakcji międzybankowych, można opierać się na innych danych, w tym między innymi na deklaracjach banków. Czyli banki powinny brać pod uwagę transakcje międzybankowe, ale jeśli ich nie ma, to mogą się opierać na deklaracjach. W praktyce rzeczywiście tak to działa. Banki najpierw sprawdzają, czy na rynku były wykonywane transakcje międzybankowe – jeśli były, to wskaźnik WIBOR opiera się na transakcjach. Jednak jeśli ich nie było, to WIBOR ustalany jest na podstawie deklaracji. Nie można zatem zaakceptować stanowiska, że wskaźnik ten nie opiera się na transakcjach międzybankowych. 

Zarzut, że banki mają wpływ na WIBOR także jest chybiony. Za ustalanie wysokości tego wskaźnika jest przecież odpowiedzialny administrator WIBOR, czyli GPW Benchmark S.A. Ten administrator został zaakceptowany przez KNF i przez Unię Europejską. Mamy określoną metodę obliczania wskaźnika referencyjnego. Bank w takich warunkach nie może wpływać na jego wysokość. 

Pojawia się także zarzut związany z regulaminem administratora WIBOR. 

Tomasz Duda: Tak, niektórzy wysuwają zarzut, że regulamin administratora WIBOR jest częścią umowy, wobec czego powinien być do niej dołączany i przedstawiany kredytobiorcom, a jeśli dotychczas tego nie praktykowano, to stanowi to naruszenie prawa. W naszej ocenie taka argumentacja również nie zasługuje na aprobatę. Administrator WIBOR, który ustala wskaźnik, jest odrębnym podmiotem, niezależnym od banków, które zawierają umowy kredytowe. Regulamin, który ustala, jest ogólnodostępny na stronie internetowej, każdy może go pobrać i przeczytać. Jeśli uznać, że taki dokument powinien być załączany do umowy kredytu, to oznaczałoby to, że zawsze, kiedy powołujemy się na jakiś zewnętrzny parametr, powinniśmy przedstawiać wszystkie dokumenty z nim związane. To prowadziłoby do absurdalnych wniosków. Przykładowo, jeśli w umowie byłoby odwołanie do kursu średniego NBP, to należałoby dodać uchwałę Zarządu NBP o jego ustalaniu. Natomiast w umowie przewidującej waloryzację o wskaźnik inflacji – dokumenty potwierdzające sposób ustalenia inflacji przez GUS. Nie moglibyśmy w żadnej umowie odwołać się do żadnego wskaźnika, który nie jest wprost określony wartością liczbową. 

Podnoszone są również pewne argumenty i zarzuty sprawiedliwościowe, że pozyskanie pieniędzy do kredytu nie kosztuje banku tyle, ile rzeczywiście musi płacić kredytobiorca, bo nie są one pozyskiwane z pożyczek międzybankowych, tylko z innych, własnych źródeł. 

Tomasz Duda: Nie ma nigdzie takiej zasady, że bank ma pozyskiwać kapitał na udzielanie kredytów, za taką cenę, na jaką wskazują kwotowania WIBOR, bo nie chodzi właściwie o to, ile w danym momencie kosztuje ten kredyt bank, ale o to, jaka jest sytuacja rynkowa. Jeżeli pozyskanie finansowania jest łatwe, to wskaźnik jest niski, jeśli trudniejsze to wyższy. WIBOR ma pokazywać realną możliwość pozyskania kapitału w danej sytuacji gospodarczej. 

Biorąc pod uwagę naturę tych zarzutów, to są one podobne do tych stawianych w pozwach frankowiczów. Jeżeli w tamtych procesach zapadały wyroki korzystne dla kredytobiorców, to podobnie może być także z pozwami WIBOR-owymi. 

Tomasz Duda: Te zarzuty są podobne, ale sytuacja w porównaniu do spraw frankowych jest w naszej ocenie diametralnie inna. Przy sprawach frankowych wskazywano na wadliwości, wynikające z odesłania do tabel kursowych sporządzanych przez bank. Nieco podobnie podejmowane są próby kwestionowania WIBOR-u, bo zdaniem niektórych kredytobiorców skoro bank przekazuje informacje w formie deklaracji, to także ma wpływ na jego wysokość. W tym sensie kredytobiorcy próbują przekonać sąd, że mamy do czynienia z taką samą sytuacją jak w sprawach frankowych, a tak nie jest. Wskaźnik WIBOR jest przecież ustalany przez niezależnego administratora, a sposób przekazywania mu danych jest zgodny z Rozporządzeniem BMR. 

No to spójrzmy na drugą analogię do spraw frankowych. W pozwach dotyczących WIBOR-u podobnie jak w sprawach z umów kredytu w walucie obcej pojawiają się zarzuty niedopełnienia obowiązków informacyjnych, kredytobiorcy czują się oszukani, bo nie mieli świadomości, na jakie ryzyko się decydują. 

Katarzyna Bogusz-Grześkiewicz: Już widać, że kredytobiorcy także w tych sprawach wskazują m.in., że bank ich nie pouczył, że nie mieli świadomości, że wskaźnik WIBOR może ulec zmianie, w tym wzrostowi w takim dużym stopniu. Często jednak w materiale dowodowym znajdują się oświadczenia z podpisami, które potwierdzają, że takie pouczenia zostały przedstawione, a kredytobiorcy rozumieją ryzyko, jakie wiąże się z zastosowaniem tego rodzaju oprocentowania. Zaznaczenia wymaga, że zakres udzielanych pouczeń zgodny był z ówczesnymi zaleceniami KNF. Ta kwestia na pewno będzie przedmiotem szczegółowej analizy podczas postępowania dowodowego i sądy będą musiały dać wiarę którejś ze stron. Taki scenariusz będzie się powtarzać zapewne w wielu sprawach. 

Podobnie jak sprawy frankowe, tak pozwy dotyczące WIBOR-u już stały się bardzo medialne, co wiąże się także z pewną presją. Czy to może być jakieś zagrożenie dla postępowań i wydawanych wyroków? 

Tomasz Duda: Jest pewne ryzyko, że sądy mogą ulegać presji medialnej czy społecznej. To, jak zostało potraktowane i jak szeroko było komentowane wspomniane postanowienie zabezpieczające Sądu w Katowicach, pokazuje jak bardzo medialne będą to sprawy. Jak już wspomnieliśmy, „swoje” robią tu także kancelarie, które chcą pozyskiwać kredytobiorców do reprezentowania przed sądem i zagospodarować nowy rynek, który się ich zdaniem otwiera. 

A może to tak doniosły problem, „tykająca bomba zegarowa pod polskimi bankami” – jak opisał to niedawno Financial Times, że potrzeba ustawowego rozwiązania, by nie dopuścić do zapaści sektora? 

Katarzyna Bogusz-Grześkiewicz: Jeszcze za wcześnie na taką dyskusję. Nie mamy na razie żadnego wyroku, który stwierdzałby jakąkolwiek wadliwość wskaźnika WIBOR. Na pewno nie można tak traktować postanowienia o zabezpieczeniu, wydanego przez Sąd w Katowicach. Do wydania takiego postanowienia wystarczy tylko uprawdopodobnienie roszczenia. Warto też dodać, że zostało ono wydane przed możliwością wypowiedzenia się drugiej strony (w tzw. postępowaniu ex-parte).

Tomasz Duda: Również jestem zdania, że na razie nie powinno to być rozważane. Ja oceniam skalę tego problemu również patrząc na indeksy rynkowe i bankowe. Kwestia wakacji kredytowych od razu na nie wpłynęła. To było jasno widać. A jeżeli chodzi o pozwy WIBOR-owe to nawet to rzekomo przełomowe postanowienie Sądu w Katowicach w ogóle na te indeksy nie wpłynęło. Według mnie inwestorzy nie widzą tu jeszcze zagrożenia. Rząd także nie. 

Może jednak widzi, skoro jesteśmy już w trakcie swoistego wygaszania WIBOR-u i zastępowania go WIRON-em. Tę zmianę, niektórzy traktują właśnie jako potwierdzenie, że WIBOR nie był odpowiednim wskaźnikiem. 

Tomasz Duda: Wprowadzenie WIRON-u nie powinno być traktowane jako potwierdzenie wadliwości WIBOR-u. Według mnie ta zmiana jest wprowadzana, gdyż wymaga tego aktualne otoczenie ekonomiczne i po to, by uniknąć w przyszłości kwestionowania WIBOR-u, ale jednocześnie nikt nie stwierdza, że WIBOR jest wadliwy. Ani rząd, ani nadzorca – KNF. Stanowisko tego ostatniego jest kategoryczne – niejednokrotnie wyrażał pełną aprobatę dla tego wskaźnika. Poza tym nie da się ukryć, że sprawa kredytów opartych o WIBOR w obecnej sytuacji gospodarczej i przy tak znacznych podwyżkach rat kredytów, podobnie jak pozwy frankowiczów, stała się sprawą o znaczeniu medialnym i politycznym. Rząd poprzez nowe regulacje chce pokazać raczej, że zajmuje się tą tematyką. 

To dopiero początek. Przed nami wielka fala pozwów WIBOR-owych? 

Katarzyna Bogusz-Grześkiewicz: Nie jestem przekonana, czy to będzie tak duża skala, jak w przypadku pozwów frankowych, jednak na pewno w najbliższym czasie będziemy mieć do czynienia ze zwiększoną ilością prób zwalczania WIBOR-u w umowach kredytowych. 

Tomasz Duda: Moim zdaniem, niestety również sam przedłużający się czas rozpoznawania spraw w sądach może doprowadzić do powstania samonakręcającej się spirali pozwów. Jeżeli na przykład postępowanie w sądzie w Warszawie w pierwszej instancji trwa dwa lata, to zanim zapadną pierwsze rozstrzygnięcia, będzie trwać pewien „nastrój” czy rzec by można koniunktura na składanie pozwów, bo inne sprawy już trwają, sądy je przyjmują i rozpatrują. Kredytobiorcy będą opierać się jedynie na liczbie złożonych dotychczas pozwów i z tego względu sami będą chcieli dołączać, kwestionując swoją umowę, jeżeli zostaną do tego odpowiednio zachęceni. Gdyby sprawy były rozpoznawane szybko i w tzw. międzyczasie zapadłyby wyroki niekorzystne dla kredytobiorców, to z pewnością takiego ryzyka by nie było. 

Katarzyna Bogusz-Grześkiewicz: Znaczenie ma też fakt, że dla kredytobiorców koszty postępowania są dość niskie: stała opłata sądowa tysiąc złotych i ewentualnie koszty zastępstwa procesowego na rzecz banku. Czyli ryzyko nie duże, a do wygrania jest o wiele więcej. 

Jaka jest obecnie skala pozwów WIBOR-owych oceniając z perspektywy Państwa kontaktów z bankami? 

Katarzyna Bogusz-Grześkiewicz: Rozmawiając z naszymi Klientami, wiemy, że skala jest na razie niewielka – tych pozwów pojawiło się na razie tylko kilkanaście, ale trzeba podkreślić, że liczba ta stale się zwiększa. Wiem, że banki ogólnie dość poważnie zajmują się tym problemem. Biorąc pod uwagę czas procedowania sądów, można też zakładać, że postanowienie Sądu w Katowicach z pewnością będzie jakimś impulsem dla kredytobiorców i w przyszłym roku możemy się spodziewać większej lub mniejszej fali tych powództw. To jednak, jaka będzie ich skala, zależy zdecydowanie od tego, jakie będą kolejne rozstrzygnięcia sądów, chociażby w aspekcie zabezpieczania tych roszczeń.  

Artykuł powstał we współpracy z kancelarią Gessel.

Najnowsze artykuły

Więcej podobnych artykułów