W jednym z wywiadów powiedział Pan, że Polska jest jak Estonia w 2015 roku. Co miał Pan na myśli? Czy jednocześnie oznacza to, że podążamy tą dobrą estońską drogą w obszarze startup’ów tehnologicznych?
W ramach naszego funduszu robiliśmy wiele analiz i testów poszczególnych rynków. Z zebranych zestawień danych i informacji wynikało, że Polska jest w takim momencie, jak właśnie Estonia 7 lat temu. Głównym czynnikiem, który to obrazuje, jest udział publicznych środków finansowych w inwestycjach VC. Poza tym świadczy o tym także liczba tak zwanych unicorn’ów, liczba funduszy i spółek, które pozyskują rundy finansowania. Trzeba jednak podkreślić też jedną znaczącą różnicę. Estonia miała Skype’a. Sukces tej firmy inspirował i pobudzał tamtejszy rynek, który zaczął bazować na ludziach, którzy zdobyli przy tym duże doświadczenie oraz kapitał. Warto też zwrócić uwagę, że Estonia jest zdecydowanie mniejszym krajem niż Polska i o wiele rzeczy tam trudniej.
Polska jest na dobrej drodze, by również odnosić w segmencie VC znaczące sukcesy. Podążamy naturalną ścieżką rozwoju. Prawdziwe, duże pieniądze VC zaczęły się u nas pojawiać w 2018-2019 roku. Musimy jeszcze swoje przejść, doczekać się takiego sukcesu jak Skype.
Pierwsze spektakularne sukcesy stworzą naturalnie większe zainteresowanie inwestorów. Spowodują też akumulację doświadczenia, które będzie krążyło na rynku. My jako fundusz VC chcemy ten proces oczywiście przyspieszyć pomagając wchodzić spółkom na amerykański rynek, dzielić się własnym doświadczeniem, budować firmy bazując na naszym netwokingu i infrastrukturze wspierając w ten sposób founderów.
Bez rynku amerykańskiego trudniej o szybki rozwój? Europa nie wystarcza?
Szczególnie 2021 rok pokazał, że w Europie jest dużo pieniędzy na inwestycje VC. W wielu obszarach ten rynek jest porównywalny z amerykańskim. Niemniej, biorąc pod uwagę budowanie globalnych biznesów, to w USA jest jednak najwięcej inwestorów i jest największa otwartości na innowacje. W Europie oczywiście też można budować unicorny, ale jeśli chcemy zbudować coś w skali światowej albo chcemy pozyskać duże pieniądze, to najczęściej takie okazje będą dostępne właśnie w Stanach Zjednoczonych.
Jak w praktyce wygląda ekspansja biznesu z Europy do USA?
Współpracujemy z doradcami z amerykańskiego wschodniego wybrzeża, zakładamy spółki w Delaware, founderzy także się tam przenoszą i staramy się budować w tamtym otoczeniu firmę dalej.
Dobrym przykładem takiej ekspansji jest nasza spółka Tensorflight, która pierwotnie pochodzi z Białegostoku. Teraz jest już amerykańską spółką Delaware, founderzy są rozlokowani po świecie, a główne grono klientów jest w USA.
Mamy już w zasadzie na wschodnim wybrzeżu wydeptane ścieżki i określone procedury, założyliśmy tam już wiele spółek, mamy swoich prawników.
Pracują Państwo nie tylko z amerykańskimi prawnikami, także z polskimi. Jakie dostrzega Pan różnice między tymi doradcami?
Właściwie to nie widzę większych różnic w sposobie pracy, w podejściu do nas jako klienta, czy w zaangażowaniu. Tym samym dobrze oceniam prawników VC w Polsce. Trzeba podkreślić, że to jest nadal wczesny etap rozwoju tego rynku u nas. Jest kilka kancelarii, które wysuwają się na czoło w tym segmencie, świadczą usługi coraz lepszej jakości. Kancelarie rozwijają się razem z tym rynkiem. W Polsce jest coraz więcej coraz większych i skomplikowanych rund finansowania i prawnicy dają sobie z tym radę.
Mówi Pan, że jest kilka kancelarii, które wysuwają się na czoło w obsłudze rynku VC. Czy ma Pan na myśli duże międzynarodowe brandy? Czy na rynku VC rozpoznawalna marka międzynarodowej kancelarii ma duże znaczenie, tak jak to bywa przy dużych transakcjach M&A czy nieruchomościowych?
Nie, nie dostrzegam podejścia, które z założenia promowałoby znane kancelarie międzynarodowe. Rynek VC w Polsce do tej pory był na tyle mały, że duże międzynarodowe brandy trochę go zaniedbywały, bo nie było tu takich dużych pieniędzy jak we wspomnianych przez Pana typowych transakcjach M&A, private equity czy nieruchomościowych. Naturalnie weszły w ten obszar mniejsze, wyspecjalizowane, butikowe kancelarie. W tym czasie zdobyły najwięcej doświadczenia, więzy jak wyglądają standardy rynkowe i są w tym momencie liderami. Uważam też, że będą się dalej rozwijać na fali rosnącego rynku.
A według Pana jest jeszcze miejsce na kolejne kancelarie specjalizujące się w rynku VC, czy dostaje Pan już tyle ofert, że ta nisza wydaje się zagospodarowana?
Ten rynek rośnie i będzie jeszcze rósł, jest więc jeszcze dużo miejsca dla doradców. Tyle że za jakiś czas wykształci się pewna czołówka kancelarii i one będę przewodzić temu peletonowi, Reszcie w pewnym momencie może być trudno doskoczyć.
Co najbardziej docenia Pan u doradców prawnych?
Pomijając pewne standardowe wymagania, które są naturalne wobec prawników obsługujących biznes i transakcje, to przede wszystkim doceniam dobrą komunikację, taką, która daje nam poczucie, że wiemy, co się dzieje w procesie, że mamy wspólnie wszystko pod kontrolą. Poza tym szczególnie ważny jest dla mnie także tak zwany ownership mindset. Przy tego typu projektach u doradców konieczne jest poczucie odpowiedzialności rozumianej nie tylko jako odpowiedzialność przed klientem, czy odpowiedzialność za swoją część pracy, ale jako odpowiedzialność za powodzenie całego przedsięwzięcia.
Zajmują się Państwo inwestowaniem w technologie, w branży prawniczej mamy legaltech. Interesowali się Państwo inwestycjami w takie narzędzia?
Na legaltech spoglądamy już od 4-5 lat. Obserwujemy ten rynek, który również cały czas się rozwija. Widzimy w nim potencjał, rozumiem, że to przyszłość dla branży prawniczej. Niemniej, do tej nie znaleźliśmy jeszcze nic, co byłoby naszą okazją inwestycyjną.